Mój pierwszy w tym roku zagraniczny wyjazd można uznać za odbyty, wczoraj wróciłam do domu. Teraz pozostaje mi podzielić się tutaj wrażeniami, których pierwsza część już za chwilę. Powrót do domu ze Sztokholmu oznacza również, że śmiało mogę zacząć odliczać dni do kolejnego urlopu, do którego co prawda zostało jeszcze trochę ale lepsza perspektywa odległego urlopu niż żadnego w ogóle.
Sztokholm chciałam zobaczyć już dawno jednak świadomość tego, że jest tak blisko, ciągle spychała tę skandynawską stolicę na dalszy plan. Wiecznie szukałam wymówek, że przecież mam czas, i że jeszcze zdążę, i że przecież na Sztokholm nie potrzeba urlopu a jedynie weekend przedłużony o dzień lub dwa. Byłam w Sztokholmie trzy dni co w zupełności wystarczyło o tej porze roku, latem przydałyby się na Sztokholm jeszcze ze dwa dni żeby sobie pojeździć na rowerze pomiędzy wyspami, na których położona jest szwedzka stolica.
Mam po wizycie w Sztokholmie kilka przemyśleń, jeszcze cieplutkich i świeżych niczym bułeczki w piekarni o szóstej rano. Na sam początek zdumiały mnie pustki w samolocie co zapewne można tłumaczyć nijaką do podróżowania datą bo przełom lutego i marca nie napawa pogodowym entuzjazmem, zwłaszcza kiedy się leci na północ. Do Sztokholmu samolot zajety był może w połowie za to ze Sztokholmu leciało może ze dwadzieścia osob rozmieszczonych w pierwszej połowie samolotu. Tyły były puste zupełnie nie licząc takiej jednej dziwaczki, czyli mnie, bo ja uwielbiam latać w ostatnim lub przedostatnim rzędzie.
W Szwecji nie istnieją w ogóle transakcje gotówkowe, za wszystko płaci się kartą, przez te trzy dni nie widziałam ani jednego szwedzkiego pieniążka. Na wejściu do wielu lokali wiszą szyldy informujące o tym, że dane miejsce jest "wolne od gotówki". No i w ogóle nie ma palaczy, przez cały pobyt widziałam jedynie kilka osób z papierosem. Ja nie palę i akurat dla mnie to było super ale byłam w Szwecji z palaczką, której było tak niezręcznie że pali, że zawsze kiedy paliła to się chowała, żeby ludzie jej nie widzieli. Co się z niej naśmiałam to moje.
Generalnie Sztokholm sprawia wrażenie spokojnego miasta ale może to zasługa "przedsezonu". Bardzo się cieszę, że w końcu tam dotarłam, powiększając listę odwiedzonych krajów i stolic. Przez pierwszy dzień pogoda była średnia, drugiego nieco lepsza za to trzeciego tak nas cudownie zaskoczyła piękną pogodą, że spacerowałam w podskokach. Pamiętacie, jak po zimowym spacerze pisałam Wam, że chyba wypiłam ostatnie grzane wino w sezonie? No to nie, odwołuję wszystko, ostatnie grzane wino sezonu wypiłam w Sztokholmie podczas rejsu wycieczkowym statkiem.
Sztokholm jest pełen klimatycznych zakamarków i uliczek jakie lubię, pod względem atmosfery i architektury pobija nawet Kopenhagę. Jak się okazało najlepszą porą na spacer było niedzielne przedpołudnie bo cudowny brak ludzi pomagał lepiej poczuć klimat. Labirynt wąskich uliczek w najstarszej dzielnicy Gamla Stan miał w ciszy niedzielnego przedpołudnia jeszcze więcej magii.
Przedeptałam Sztokholm wzdłuż i wszerz, starówkę znam już na pamięć. Licznik kroków codziennie oscylował w granicach 25 tysięcy a jednego dnia pobiłam rekord rekordów przekraczając 30 tysięcy kroków. A najfajniejsze jest to, że w ogóle nie bywałam zmęczona, nawet pomimo wczesnych pobudek i późnego kładzenia się spać ( bo zabrałam ze sobą dwie przeciekawe książki ).
Sztokholm był trzecią odwiedzoną przeze mnie skandynawską stolicą i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jeśli chodzi o klimat wszystkie są do siebie podobne. Pewnie to zasługa klimatu północy, zbliżonej historii i architektury, tak samo jak są do siebie podobne miasta Europy południowej. Jest w nich coś specyficznego, co je wyróżnia na tle innych miast, na przykład tych gdzie wyraźnym śladem odcisnęły się wojenne zniszczenia i późniejsza odbudowa.
Nie jest tajemnicą, że jeśli chodzi o podróżnicze destynacje to częściej wybieram dół Europy, gdzie są palmy, lazurowa woda i wiecznie świeci słońce. Od tego roku będę bardziej wszechstronna bo sama sobie obiecałam, że w miarę możliwości będę odwiedzać również miasta nie znajdujące się u szczytu mojej podróżniczej listy marzeń. Na city break i podróżniczy głód w czasie urlopowej posuchy będą w sam raz.